Marianna – używała imienia Maria Machoń
Urodziła się 22 lipca 1910 r. w Stoczku. Otrzymała troskliwe i wszechstronne wychowanie. Z tradycji rodzinnej wyniosła szczery, gorący patriotyzm i głęboką religijność oraz kult maryjny, którego dowodem było choćby to, że otrzymała na chrzcie imię Marianna. Imieniny obchodziła 2 sierpnia w święto Matki Bożej Anielskiej. Starała się w tym dniu uczestniczyć we Mszy Św. Składającym jej życzenia dziękowała i częstowała słodyczami. Do szkoły podstawowej uczęszczała w rodzinnej miejscowości.
Od najmłodszych lat pracowała z rodzicami i rodzeństwem w gospodarstwie. Nie była silna fizycznie, często podupadała na zdrowiu. Leczyła się nawet w uzdrowiskach.
Formacja domowa zaowocowała w późniejszym życiu. Wrodzoną inteligencją i kulturą osobistą przewyższała innych. Zwracała na siebie uwagę urodą i elegancją. Wrażliwa na piękno i sztukę unikała tandety, a to co gromadziła miało wartość i piękno. Pozostawiła m.in. haftowane obrusy, makaty, portiery i firanki robione iglicą z różnymi wzorami. Była dobrą córką i siostrą. Wraz z rodzeństwem Karoliną i Janem otaczała rodziców jak najtroskliwszą opieką zapewniając im ofiarną posługę i miłość opiekuńczą aż do ostatnich dni życia. Z rodzeństwem żyła w zgodzie i przyjaźni. Służyła radą i pomagała siostrze Wiktorii przy ufundowaniu groty i figury Matki Bożej z Lourdes obok kościoła parafialnego w Suchowoli. To tylko jeden z przykładów gdzie czynnie uczestniczyła w życiu lokalnej społeczności, a było ich znacznie więcej. Miała w sobie wiele ciepła i serdeczności. Zawsze pogodna ,uśmiechnięta, wrażliwa, otwarta dla innych, rozmowna, towarzyska, a nade wszystko gościnna. Na wskroś uczciwa, skromna, życzliwa dla ludzi. Wzrastała w poszanowaniu prawdy i czynienia dobra. Wrażliwa na wszelkie ludzkie potrzeby, starała się nieść pomoc dyskretnie, aby nie upokarzać obdarowanych. Nauczona w domu zasad uczciwości i moralności była człowiekiem wielkiej wiary i nieustannej modlitwy. Można było zauważyć bezgraniczne umiłowanie kościoła i budującą gorliwość w służbie Bożej. W każdą niedzielę i święta starała się uczestniczyć we Mszy Św. Drogę do kościoła w Czemiernikach oddalonego o 5 km przebywała pieszo, a czasem jakimś środkiem lokomocji, nie zważając na złą pogodę czy inne utrudnienia (nie było wtedy drogi asfaltowej i komunikacji).
Uczestniczyła w procesjach, pielgrzymkach, rekolekcjach i innych uroczystościach kościelnych. Należała do Trzeciego Zakonu św. Franciszka, nosiła szkaplerz, należała do Sodalicji i do Kółka Różańcowego.
Krzyże, trudności lub inne przykrości, które ją spotykały znosiła ze spokojem nie doprowadzając do kłótni. Wszystko starała się wyciszyć i ofiarować Bogu. Ze swych kłopotów zwierzała się tylko siostrom i siostrzenicom.
Dom rodzinny był wizytówką jej codziennej pracy przy porządkowaniu i upiększaniu go. W pokoju gościnnym ściany przyozdobione były obrazami świętych, a na stole przykrytym obrusem był mały ołtarzyk. Figurki porcelanowe przedstawiające Pana Jezusa, Matkę Bożą, św. Antoniego, a pośrodku krzyż. Wszystko przyozdobione świecami w pięknych lichtarzach a w lecie też kwiatami. W tym pokoju odbywały się modlitwy różańcowe, zmiany tajemnic różańcowych oraz modlitwy domowników w ważniejsze święta. W każdym pomieszczeniu były obrazy Świętych Pańskich, a przy drzwiach wejściowych woda święcona. Codziennie dbano o czystość i porządek, a szczególnie przed niedzielą lub świętami.
Miłość do Boga i ojczyzny zaszczepiona w pielęgnującym tradycję rodzinnym domu, ugruntowana w czasie wojny stworzyła w niej solidny fundament życia. Żyła przecież w latach nad wyraz trudnych. Druga wojna światowa, a potem długie lata komunizmu z nieludzką ideologią poniżającą człowieka i jego godność. Rozwijał się w niej dar modlitwy i pragnienie poświęcenia się Bogu. Mocna duchem, odważna, bezkompromisowa, a także zahartowana fizycznie. Nic nie było w stanie jej zniechęcić. Swoje plany zweryfikowała kierując się dobrem brata.
Śledząc dzieje jej życia można powiedzieć, że w miarę upływu lat było ono coraz bardziej aktywne, owocne wbrew słabościom ciała, licznym dolegliwościom i wszelkim przeciwnościom. Cechowało ją zapomnienie o sobie i gotowość niesienia pomocy. Swoją troskę o dobroć wyrażała dobrym słowem, drobnym gestem, zachętą lub przypomnieniem. We wszystkim co robiła była bardzo solidna i pracowicie wykorzystywała czas. Będąc już kobietą w podeszłym wieku i mając wiele kłopotów z załatwieniem spraw urzędowych kupiła konia, wóz i uprząż. Tym środkiem lokomocji łatwiej i szybciej mogła dojechać do gminy w Czemiernikach. Z niepokojem w sercu zostawiała w domu chorego brata. Kiedy wyjeżdżała na dłużej prosiła rodzinę o zaopiekowanie się chorym i gospodarstwem. Najczęściej szli jej z pomocą Zofia i Zdzisław Ryszkowie z synem Markiem, Cecylia i Józef Paśnikowie z córką Urszulą oraz bratanek Jerzy Machoń.
Z odwagą i wiernością realizowała powierzone im zadanie. Głęboko wierzyła, że Bóg kieruje ich losem, a dzieła Boże zaczynają się zawsze od modlitwy i cierpienia. Wyobrażała sobie jak w przyszłości będzie wyglądało to dzieło któremu poświęciła bez reszty całe swoje życie wspólnie z bratem niosącym ciężki krzyż.
Wszystkie jej myśli i pragnienia były na tym skoncentrowane, wierzyła, że wszystko zostało nakreślone przez Opatrzność Boską.
Po śmierci brata będąc w szpitalu miała świadomość, że zbliża się koniec jej życia. Prosiła o modlitwę. Odchodziła w cierpieniu, a jednocześnie z radością, że to o co się modliła i czego pragnęła zaczyna się realizować.